Audio :)



niedziela, 28 grudnia 2008

Tsunami




Jest piękny, słoneczny dzień. Świat ciągle się gdzieś spieszy, ludzie nie mają czasu stanąć i spojrzeć w głąb siebie. Nagle słychać wielki krzyk i przerażenie. Z odległości 10km słychać ludzki lęk. To potęga Bożej Miłości przychodzi. Zalewa nas swoim Miłosierdziem. A człowiek się boi, krzyczy, ucieka... Jakże mógłby odnaleźć w tej nadchodzącej katastrofie błogosławieństwo?!

Panie, jakże mi czasem ciężko odnaleźć w katastrofach Twoją Miłość... Proszę, wspieraj mnie i przymnóż mi wiary, bo bez Ciebie nic nie mogę. Ty, Panie, jesteś moją Opoką i Zbawieniem. Potrzebuję Cię. Bez Ciebie jestem nikim... Gdybym nie miała Ciebie, nie miałabym niczego. Wybacz mi, że nie potrafię Cie kochać i proszę ucz mnie tego.
Panie, naucz mnie przebaczać i być otwartą na drugiego człowieka. Proszę, wyklaruj moje relacje... Bez Twojej pomocy, kiedy ja chcę SAMA, nic nie wychodzi i jest jeszcze gorzej. Przyjdź Panie, i zamieszkaj w moim sercu, na zawsze.

sobota, 20 grudnia 2008

Potęga!

Odkryłam, że odkryłam co jest potęgą miłości. Przynajmniej w moim życiu.
A tak po polsku, to zdałam sobie sprawę, że Pan ukazał mi pewne prawdy,które kwitną. Cały bajer polega na niczym innym, jak na Miłości. Na tej nielogicznej, szalonej, niezrozumiałej Miłości.
PRZEBACZENIE.
Świat opiera się na przebaczeniu. Albo jest, albo nie ma.

Był sobie mężczyzna. Przystojny, z dobrej inteligenckiej rodziny. Zaraz po skończonej szkole, ożenił się z piękną kobietą. Można by dopisać 'I żyli długo i szczęśliwie', ALE. Mężczyzna w swojej słabości do pięknych kobiet, zdradził swoją żonę. Wrócił do domu i zdał sobie sprawę z błędu, który popełnił, bo nie mógł spojrzeć żonie w oczy. Niedługo po tym, mężczyzna wpadł w alkoholizm.
Nie przebaczył sobie. Żona, gdy się dowiedziała, także mu nie przebaczyła, więc też nie podjęła starań, żeby mężowi pomóc.

Jagoda i Paulina znały się od dzieciństwa. Od kiedy tylko zaczęły ze sobą chodzić do tego samego przedszkola, przyjaźniły się niezmiernie. Był to początek długiej, prawdziwej przyjaźni. Były sobie przeznaczone, jedna dla drugiej była istnym skarbem. Ale jak wiadomo jest w dzisiejszym świecie, jak człowiek coś ma, to tego nie odcienia. Mniej więcej 10 lat później, kiedy dziewczyny były w maturalnej klasie Paulina zakochała się w Jacku. Miała tylko mały problem, bo Jacek podobał się też Jagodzie, a ta obdarzyła przyjaciółkę tą informacją. Paulina w swojej skrytości uczuć, nie powiadomiła J. o swojej miłości. Miesiąc później Jagoda szła ulicą zawiedziona, że jej przyjaciółka uczy się do klasówki z WOSu, gdy nagle widzi swoją przyjaciółkę idącą pod rękę z Jackiem. Przyjaźń oczywiście zmieniła się w nienawiść.
Nie przebaczyły sobie.

Kasia i Ola kumplowały się już od 2 lat. Kasia była typem spokojnej, cichej myszki, a Ola była typową imprezową dziewczyną. Obie chodziły do tej samej klasy. Pewnego dnia, Kasia przyszła bardzo smutna do szkoły. Oczywiście, pierwszą która zaraz przy niej się pojawiła była Ola. - Co się stało? pytała i pytała. Ale Kasia ciągle powtarzała, że porozmawiają później. Zaprosiła ją do swojego domu i opowiedziała o tym, jak dowiedziała się, że Ola obsmarowała ją kłamstwami. Oli zrobiło się bardzo głupio. Wtedy Kasia po kilkunastominutowej ciszy powiedziała: "Wiesz, zależy mi na naszej znajomości. Zrobiłaś błąd. Mam nadzieję, że rozumiesz jaką wielką szkodę mi wyrządziłaś... Przebaczam Ci." Z krzyżyka wiszącego na cieniutkim łańcuszku Kasi spłynęła kropla łez radości. Miesiąc później Ola po próbach i staraniach poznała Kasię jeszcze lepiej i wstąpiła (na wzór koleżanki) do oazy i zmieniła swoje życie.
Kasia przebaczyła Oli. Ola przebaczyła sobie swój błąd. Zadośćuczyniła i pozwoliła Bogu jej przebaczyć.

Spróbuj iść w deszczowy dzień, tak żeby żadna kropla Cię nie obmyła. Miłość jest jak deszcz.
Deszcz, po którym wszystko rośnie, wszystko kwitnie i się raduje. Jak ożywczy deszcz.

poniedziałek, 1 grudnia 2008


Pewnego dnia Pan zasiał ziarenko. Ziarenko urosło, stało się małym kwiatkiem. Pan bardzo się cieszył, że kwiatek urósł. Mało tego, kwiatek czuł się jakby już był w niebie. Miał wzloty i upadki, ale czuł się taki szczęśliwy. Był pewien miłości swego Pana. Poznawał inne, mądrzejsze kwiatki i drzewa, które pomagały mu rosnąć i podpowiadały jak żyć. Czasami też przekazywały kwiatkowi miłość Pana, który też je bardzo kochał. Jednak jednego dnia, kwiatek odwrócił się od swojego Pana i zaufał temu, któremu wiedział, żeby nie ufać. Wiedział dokładnie jak będzie postępował jego Nieprzyjaciel, ale mimo to poszedł za nim. Wtedy kwiatek przestał odczuwać radość i szczęście jakim obdarowywał go Pan. Kwiatek zrozumiał od razu swój błąd i bardzo żałował, dlatego poszedł przeprosić swojego Pana. Wiedział, że Pan mu przebaczył, ale nie odczuwał tego. Może on sam sobie nie przebaczył... Kto wie... Mimo, że wiedział swoim korzeniem, że wrócił do ogródka swego Ojca, to ciągle czuł się smutny i niekochany przez Niego. Kwiatek chciał powrócić do dawnego stanu rzeczy... ale mu nie wychodziło...
Nie wiem jak zakończy się ta historia.

środa, 19 listopada 2008

Przebaczenie

Właściwie to tyle wystarczy:
"Miłość ... współweseli się z prawdą" :)



I do anonima, który zostawił komentarz:
Gorzej, jak się pyta i się wie, co robić, ale kiedy się boi i braknie nam odwagi.
Pokonać ten strach - radocha cały tydzień ;)

czwartek, 13 listopada 2008

Tempo

Życie nabiera takiego zawrotnego tempa. Dopiero co dowiedziałam się, że jadę do Bułgarii, a to już za tydzień! Boję się. Paulina straciła pewność siebie. Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło. Od jakiegoś czasu, strasznie się wstydzę. Byłam przecież nie raz nie dwa w podobnej sytuacji, ale w głowie ciągle 'Ale przecież będziesz sama w jej domu.'. Musi być dobrze i będzie.
Nie jestem przekonana o słuszności moich zdań i intencji. Chciałabym, ale się boję. I tak non stop! Przez całe życie kierowałam się intuicją, poczuciem pewności siebie i swoich racji, a tu - wcale nie jest tak prosto. Staram się znaleźć w tym coś dobrego. Znalazłam to, że zaczynam rozumieć co czują osoby skromne, ciche i nieśmiałe.

Panie, ja wiem, wiem. Ale Ty też musisz wiedzieć, że to nie jest takie proste. I proszę, nie faszeruj mnie tym wszystkim wciągu tygodnia. Wiesz dobrze, co potem jest, jakie rozkojarzenie. Nie poddam się, wiedz o tym, ale bez Twojej pomocy będzie krucho. Dlatego proszę, daj mi siłę, a nie przytłoczenie. Znasz mnie, wiesz jak ja reaguję na takie sytuacje.

niedziela, 9 listopada 2008

Smaki Miłości


"Wiesz, większość ćpunów,nawet jeśli już więcej nie wezmą, są na przegranej. Dla nich jest już za późno. Po prostu znikają, wiesz, zamieniają w zombie.
Ale są też tacy,z których te wszystkie okropne miejsca w których byli,
te wszystkie gówniane rzeczy jakie robili,
sam ten fakt, że z tego wyszli

robi z nich lepszych ludzi lepszych niż by byli gdyby nigdy nie wzięli."

cytat z filmu "Smaki Miłości"



Na prawdę, zadziwia mnie fakt mojej osoby. I tutaj idealny byłby wpis z mojego pamiętnika : "Wszystko czego się dotknę - wali się. Muszę to zostawić, a wtedy Ty, Panie, dasz mi coś innego. Ale ja bym kiedyś chciała zrobić coś sama!"
coś tego typu. I tu te słowa, które wszyscy mi mówią "Ja bym chciała, ja bym chciała". Ale jak czuje się człowiek, któremu każda relacja, na której mu zależy przemienia się we wspomnienie, zanim się zorientuje, że istnieje?!
Ranię ludzi, ranię siebie. Samym tym, że żyję przeszkadzam sama sobie. Nie mogę wytrzymać. Jestem ćpunem i muszę walnąć sobie działkę. I mam walczyć. Wszystko we mnie może się zrujnować, burzyć, ale ja mam się nie poddać. Tak, tego ode mnie chce Pan. Tyle, że jest coraz ciężej. Czuję taką pustkę, niewytłumaczalną. Ja wiem, że to szatan. Wiem, że to wszystko robi on po to, żebym się poddała. Ale ja dostałam nauczkę. Dostaję codziennie tak jak tu: Ps 73,14.

Patrzę na obraz Krzyż i co widzę na twarzy Jezusa? Zaparcie. Widzę wycieńczone serce i ciało i UPÓR. On się zaparł i wiedział, co ma robić. On po prostu postawił wszystko na upór. Wiedział jakie zadanie ma wykonać i wykonał, mimo, że było ciężko.
Chcę być taka jak On. Tyle, że jak Jezusowi było ciężko, nie wyżywał się, nie ranił najbliższych. On potrafił to opanować. Nie potrafię naprawiać siebie i jednocześnie budować relacji. I ta chęć wypowiedzenia tego WSZYSTKIEGO komuś, komu mogę zaufać. I tu błędne koło. Kto zechce mnie wysłuchać, skoro wszystko rozwalam. Kiedy tylko jest dobrze, coś zepsuję.
Chciałabym stanąć na środku pola i wszystko wykrzyczeć.
Ma ktoś dla mnie prywatne pole?!

...tak bardzo chciałabym uwierzyć, że należę do tej drugiej grupy osób...

poniedziałek, 3 listopada 2008

Walka




Czy z Panem Bogiem można walczyć?

Walka to pojęcie względne. Czy można walczyć z Kimś, Kto z reguły jest wygrany?
Myślę, że można. A nawet trzeba. W ten sposób można udowodnić nie tylko samemu sobie, ale także Bogu, że mamy charakter, nie jesteśmy obojętni, potrafimy walczyć.
'Najlepszym wojownikiem jest ten, kto zdoła wroga przemienić w przyjaciela.'
Często boję się zrobić krok w przód, dlatego robię 10 kroków w tył. Niewielu jest ludzi, którym ostatnio potrafię zaufać. Właściwie dobrze mi z tym, bo wiem, że jakby coś to zawsze mniej będę cierpiała, ale zarazem wiem też, że dużo przez to tracę.
'Kto nie ryzykuje, nie żyje.'
Nie 'Hulaj dusza, piekła nie ma', ale PŁYŃ POD PRĄD.
Jest parę rzeczy, których w życiu żałuję, które są wynikiem podejścia 'Hulaj dusza...'. Ale znowu nie tak bardzo. Żałuję samego czynu. Ale lekcji, która została mi w ten sposób udzielona, nigdy nie pożałuję. Weźmy pod uwagę taką spowiedź. Oczywiście, ja bardzo żałuję, że popełniłam grzech, ale nie żałuję, że to się działo, bo właśnie teraz, w sakramencie pokuty mogę zostać obdarzona wielką Miłością i Przebaczeniem.
Żal za grzechy. Oczywiście bardzo ważny i bez niego ani rusz, ale czy można powiedzieć, że do końca się żałuje za to, co się zrobiło?
Czy jeżeli pokłócę się z Panem Bogiem do tego stopnia, że Go wyzwę, to czy żałuję samej kłótni? Wyzwiska - to raczej oczywiste. Ale sama kłótnia jest dobra. To kolejna lekcja życia, stajemy się mądrzejsi.
Konflikty kojarzyły mi się zawsze z płaczem, bólem wewnętrznym i udręką. Pewnie wielu ludziom się tak kojarzą. Ale gdyby opanować emocje, spojrzeć z dystansem, czy nie lepiej jest, kiedy znajdziemy w tym dobre strony? Potraktować poróżnienie jako błogosławieństwo?
Wiele razy kłócę się z mamą. Walczę o swoje, a co. Ale doceniam nasz wkład. Bo i ja i mama, możemy się czegoś o sobie nauczyć. Nadrabiamy zaległości. Trudno, że krzykiem i często pretensjami, ale komunikujemy się. Dlaczego, jeśli rodzina potrafi ze sobą rozmawiać, rzadko się kłóci. Bo konflikty, małe zalążki problemów, są rozwiązywane natychmiast - Rozmową.
Jest taka gra Jenga. To jest taki prostopadłościan z klocków. Trzeba owe klocki wyciągać i układać na szczyt wieży. Na początku, wcale nie przeszkadza, że zabraknie jednego klocka lub że położy się go niewłaściwie na szczycie. Ale z czasem, kiedy brakuje wielu klocków, konstrukcja słabnie. Te małe błędy zrobione na początku, są bardzo widoczne i przeszkadzają. Nie zostały rozwiązane od razu. W ten sposób jeden zły ruch i wieża się rozpada. Można odwlekać ruch, bo wiemy, że przegramy, ale prędzej czy później przyjdzie na nas czas. I trzeba będzie budować wieżę od nowa. To kosztuje dużo czasu i siły.
Pytanie brzmi: Czy wolę naprawić małą usterkę od razu, ratując efekt mojej ciężkiej pracy? Czy może wolę poczekać, aż się zawali, żeby zbudować ją od nowa?
Budowa tej wieży to jest ciągła walka. Są takie momenty, kiedy mamy problem - coś się zaraz może zawalić. Wtedy robi się nam gorąco i denerwujemy się. Czasami się pokłócimy z Osobą, Która pomaga nam tą Wieżę budować. Czemu zabrała taki ważny klocek, na którym opierała się połowa konstrukcji? Przecież to była nasza perełka! Czemu?!
Po paru minutach gry, wychodzi na jaw, że bardzo dobrze zrobiła, mimo, że było ciężko w tamtym momencie zrobić swój ruch. Potem jest o wiele łatwiej i ta budowla nabiera piękna. Zaczynamy żałować samej kłótni, tonu i pretensji, ale zarazem wiemy, że gdyby nie ta kłótnia i wątpliwości, nie docenilibyśmy tego, co ta Osoba zrobiła.

Mniej więcej dwa tygodnie temu miałam (podczas modlitwy) wizję tej wieży. Jednak dopiero po kłótni z Panem zrozumiałam jej wagę i sens.