Audio :)



poniedziałek, 28 czerwca 2010

No. 1 :)

Dostrzegam w sobie wielkie pokłady pychy. I nie lubię tego, ale chciałam zauważyć, że mam mnóstwo! Mam mnóstwo okazji, żeby się oddawać Panu. Łatwo mi się to pisze, ale w praktyce ciało chce czego innego niż duch. Nieraz mam ochotę sama sobie strzelić z liścia i nieraz załamuję nad sobą ręce. Zdaję sobie sprawę z tego, jaki wielki marnym prochem jestem i że tą pychę mogę Mu oddać i dostać w zamian pokorę, ale z tym to nie jest tak łatwo...
Pycha sprawia że czuję się lepsza. Najważniejsza. I przymiot pychy jest największym problemem. Bo żeby się oddać trzeba z nią walczyć. Bóg musi być na pierwszym miejscu! Ale jak? Skoro ja jestem dla siebie na pierwszym miejscu?
Modlitwa, która jest wołaniem o zmniejszenie pychy,przynajmniej w moim przypadku, nie jest łatwa. Często nawet nie wiem kiedy pycha mną ogarnia i tylko po bardzo słabych owocach modlitwy widzę że coś jest nie tak... I wtedy wiem, że tylko oddanie się w ręce Ojca mi pomoże.
Kluczem życia jest uznanie Boga jako Najwyższego. Wszystko (!) jest pod Nim. On ogarnia problemy, smutki, ludzi, pracę, szkołę, wakacje, choroby, itd. A my, "zosie samosie" chcemy po swojemu. Całe nasze miasta są okryte płaszczem Jego Miłości. Czy Miłość może chcieć źle? Nie. Czy Najwyższy może być ostatni? Na pierwszy rzut oka można powiedzieć: Nie. Przecież był ostatni. Przecież Jezus podczas Pasji był ostatni. Był. Nikt nie widział w Nim wówczas Najwyższego Baranka, Chrystusa - Zbawiciela. Brudny, pokaleczony, cały w kurzu, pocie, krwi, zmęczony i cuchnący. Król? TAK! Zachwyca mnie jak Jezus z Niebios stał się Bogiem Osobistym, utożsamiającym się z moim problemami, który przeżył wszystko - wzgardzenie, śmierć,... długo by wymieniać. Oprócz grzechu. A grzech ukochał. Nie ukochał, że chciał tak robić, ale ukochał że pokonał Miłością.
I tak Ten, który JEST, jest Pierwszym i Ostatnim. Zastanawiam się, czemu niektórzy ludzie nawet nie próbują zagłębić się w wiarę, w Jezusa. Gdyby chociaż w 1% zrozumieć jak bardzo Jezus się uniżył w swojej Miłości do każdego człowieka z osobna i wszystkich razem, to chociażby z litości trzeba by Go uznać za wyższego.
Pycha... ona zasłania Boga. Każdy grzech jest wynikiem pychy. Można o tym zapomnieć. Ale w Tobie też ona jest! Tak ten młodzieniec (Mk 10, 17-22) można robić mnóstwo rzeczy. Ostatnio przeczytałam ważną rzecz: Jezus wylicza różne przykazania... ale jest ich 7. Nie 10. Zabrakło 3, które dotyczą Boga. Można robić samo dobro dla drugiego. Nie kłamać, nie zabijać, nie kraść, był miłym, do rany przyłóż, otwartym itd. Ale szczęścia nie osiągnąć. Bo nie Boga na pierwszym miejscu! Ten chłopak był pyszny. Ale nie wiedział o tym, zrobił też małą pokazówę,a co Jezus na to? "spojrzał na niego z miłością". Bóg doskonale wie, że jesteśmy pyszni i że wcale się Nim nie przejmujemy. Ale kocha! I z miłością nam radzi: ODDAJ wszystko, wróć i pójdź ZA mną. Takie wezwanie do Ciebie i mnie: Oddaj WSZYSTKO: pracę, rodzinę, dom, problemy, szczęście, hobby i pasje, rany, i wszystko to, co w sobie pielęgnujesz. Wtedy pójdź za mną. Jezus nie mówi pójdź PRZEDE MNĄ, ale ZA Mną. Uznaj Mnie za ważniejszego i rób to, co ja, a będziesz szczęśliwy, będziemy razem i będziemy pisać w Twoim życiu drugą Pieśń nad Pieśniami.

Jezu, Boże Żywy, Ty jesteś Miłosiernym Bogiem, który wie lepiej, co jest dla mnie ważne. Tobie, Najwyższy oddaję siebie, wszystko co mnie wypełnia, wszystkie moje troski, rany z dzieciństwa i te najświeższe oddaję Tobie, aby Twoja święta krew rozlała się obficie i dała mi życie wieczne. Jezu, Ty wiesz, co we mnie jest i pokieruj mnie tak, aby pełniła Twoją wolę. Uwielbiam Cię Panie w mojej pysze i w tym, że uczysz mnie jak sobie z nią radzić. Błogosławię Cię,Panie.

środa, 7 kwietnia 2010

UWAGA!!! Potrzebna CZYSTA Krew


Dzień ma się już ku schyłkowi i zmęczony jedziesz do domu. Włączasz radio. Słyszysz krótki komunikat o tym, że w małej wiosce indyjskiej kilku wieśniaków niespodziewanie zmarło na grypę. Nie jest to influenza, ale trzech lub czterech zmarło ... Interesujące. Wysyłają tam lekarzy, aby zbadali całą sprawę. Ten wirus grypy nie jest znany. Nie zastanawiasz się jednak nad tym. Niedziela. W drodze z kościoła znowu słyszysz o tym samym, ale tym razem mowa jest nie o trzech lub czterech wieśniakach, ale trzydziestu tysiącach mieszkańców gór w tej samej części Indii. Wieczorem mówią o tym w telewizji. Wiadomości pokazują krótką migawkę. Specjaliści z Ośrodka Kontroli Zachorowań z Atlantydy udają się do Indii ...

Takiej epidemii nigdy jeszcze nie zanotowano.

Do poniedziałku rana – jest to już wiodąca wiadomość. To już nie tylko Indie, ale Pakistan, Afganistan i Iran. Czytasz o tym wszędzie, zostało to nazwane “Tajemnicza grypa”. Prezydent krótko to skomentował wyrażając nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Jednak wszyscy już się zastanawiają: Jak my to przetrzymamy?
Wtedy prezydent Francji podejmuje krok, który szokuje Europę. Zamyka granice swego kraju. Loty z Indii, Pakistanu i wszystkich krajów, gdzie zanotowano chorobę są odwołane.
Tej samej nocy, przed pójściem do łóżka zdecydowałeś jeszcze obejrzeć trochę telewizji. Twoja szczęka opada, kiedy płacząca kobieta, której słowa są tłumaczone z francuskiego na polski mówi: Mamy człowieka leżącego w paryskim szpitalu i umierającego na “tajemniczą grypę”. To już przeszło do Europy.

Wybucha panika. Już wiedzą, że kiedy to dostaniesz to możesz nosić w sobie przez tydzień, zanim wystąpią jakiekolwiek objawy. Następnie masz cztery dni niewiarygodnych objawów.
I potem ... umierasz.

Wielka Brytania zamyka swoje granice, ale za późno. South Hampton, Liverpool, North Hampton ...

Jest wtorek rano kiedy Prezydent Polski ogłasza: Ze względu na zagrożenie bezpieczeństwa narodowego , wszystkie loty są odwołane. Jeżeli twoi bliscy są za granicą jest mi przykro. Nie mogą powrócić tak długo, dokąd nie znajdziemy lekarstwa na tą chorobę.
W ciągu czterech dni cały naród jest pogrążony w niewiarygodnym lęku. Ludzie sprzedają małe maski ochronne na twarz. Ludzie rozmawiają o tym co się stanie, kiedy choroba dotrze do tego kraju. A księża mówią, że to kara od Boga.
Środa wieczór. Jesteś w kościele, kiedy ktoś wbiega z parkingu i woła: Włączcie radio! Włączcie radio! Kiedy Kościół słucha małego radia z przystawionym do niego głośnikiem, najnowszy komunikat brzmi: Dwie kobiety leżą w szpitalu w Poznaniu i umierają na “tajemniczą grypę”.

Wydaje się, że w ciągu kilku godzin ta rzecz rozprzestrzeniła się po całym kraju. Ludzie pracują po 24 godziny na dobę aby znaleźć antidotum. Nic jednak nie działa. Poznań, Gdańsk, Wrocław, Kraków,Bydgoszcz, Zamość ... To tak jakby to uderzało z każdej strony.
Niespodziewanie podano wiadomość: Kod został rozszyfrowany! Ratunek może być znaleziony! Można zrobić szczepionkę! Potrzeba tylko krwi kogoś, kto nie został zakażony.
Na całym Wschodzie, poprzez wszystkie kanały jest podawany komunikat specjalny. Każdy jest proszony aby uczynił jedną prostą rzecz: pojechał do szpitala w centrum i oddał swoją krew do badania. To wszystko o co prosimy. Kiedy usłyszycie syreny zjedźcie na bok, spieszcie się, ale równocześnie zachowajcie ostrożność.

Z całą pewnością kiedy ty i twoja rodzina docieracie tam jest już późny wieczór – piątek, a kolejka jest długa. Mają tam pielęgniarki i lekarzy nakłuwających palce, pobierających krew i nalepiających nalepki na próbówki. Twoja żona i dzieci też tam są. Biorą waszą krew do zbadania i mówią:Czekajcie na parkingu. Kiedy wasze nazwiska będą wywołane, możecie czuć się zwolnieni i pojechać do domu.

Stoisz przestraszony ze wszystkimi swoimi sąsiadami, zastanawiając się co jest grane i czy to już koniec świata.

Nagle młody człowiek nadbiega z budynku szpitala krzycząc. Wywołuje on imię i nazwisko i powiewa tabliczką. Co?! Wykrzykuje ponownie! A twój syn ciągnie ciebie za kurtkę i mówi: Tatusiu, to ja!

Zanim się zorientowałeś zabrali twojego chłopca!

Chwileczkę, zaczekajcie!

Ale oni mówią: Wszystko w porządku. Jego krew jest wolna od zakażenia. Jego krew jest czysta. Musimy się upewnić, że on nie ma choroby. Myślimy, że on ma ten poszukiwany typ.
Pięć napiętych minut. Wychodzą lekarze i pielęgniarki, płaczą i obejmują się wzajemnie. Niektórzy się śmieją. To pierwszy raz od wielu dni kiedy widzisz kogoś śmiejącego się. Jakiś starszy lekarz podchodzi do ciebie i mówi: Dziękuję panu. Krew pańskiego syna jest idealna. Jego krew jest wolna od zakażenia. Jego krew jest czysta.
Teraz możemy wyprodukować szczepionkę. Te słowa rozprzestrzeniają się po parkingu pełnym ludzi. Jedni wykrzykują radośnie, inni modlą się, a jeszcze inni śmieją się i płaczą.
I wtedy siwowłosy lekarz odciąga ciebie i twoją żonę na bok i mówi: Czy można prosić państwa na moment? Nie wiedzieliśmy, że dawca będzie dzieckiem i potrzebujemy ... potrzebujemy państwa podpisu na druczku wyrażającym zgodę.
Zacząłeś już podpisywać, gdy zauważasz, że rubryka z liczbą mililitrów krwi, która ma być pobrana jest pusta.

I-i-i-ile mililitrów?

I właśnie wtedy uśmiech na twarzy doktora gaśnie i mówi: Nie mieliśmy pojęcia, że dawca będzie dzieckiem. Nie byliśmy przygotowani. MY POTRZEBUJEMY WSZYSTKO!
Ale – ale ... Pan nie rozumie. My mówimy tu o końcu świata. Proszę podpisać. My, my potrzebujemy wszystką krew – my potrzebujemy wszystko!

Czy nie możecie dać mu transfuzji?

Jeżeli mielibyśmy nie zakażoną krew – moglibyśmy. Czy może pan podpisać?

W głuchej ciszy podpisujesz. Potem oni proponują: Czy chciałbyś spędzić z nim chwilę zanim rozpoczniemy?

Czy możesz wrócić? Czy możesz wrócić do pokoju, gdzie on siedzi na stole i pyta: Tatusiu? Mamusiu? Co się dzieje? Czy możesz wziąć jego rękę i powiedzieć: Synku, twoja mama i ja kochamy cię, i nigdy nie pozwolilibyśmy, aby ci się coś przydarzyło, jeśli tak właśnie nie musiało by się stać.

Czy to rozumiesz?

I kiedy starszy doktor przychodzi z powrotem i mówi: Jest mi przykro. Musimy już zacząć. Na całym świecie umierają ludzie.

Czy możesz wyjść? Czy możesz wyjść kiedy on mówi: Tato, Mamo, dlaczego mnie opuszczacie?
W następnym tygodniu, oni uczestniczą w ceremonii upamiętniającej twojego syna. Niektórzy przysypiają, inni nawet nie przyszli, bo pojechali nad jezioro, a niektórzy przyszli z udawanym uśmiechem i udają, że ich to obchodzi ...

Czy wtedy nie chciałbyś się zerwać i zawołać: MÓJ SYN UMARŁ! CZY CIEBIE TO NIE INTERESUJE?
A czyż nie tak mówi Bóg:

MÓJ SYN UMARŁ! CZYŻ NIE WIESZ JAK BARDZO SIĘ O CIEBIE TROSZCZĘ? JAK BARDZO CIĘ KOCHAM?

Ojcze, patrząc na to Twoimi oczami, nasze serca są złamane. Może wreszcie zaczniemy rozumieć jak wielką miłością nas darzysz?

zaczerpnięte z www.sprzeciw.org

wtorek, 6 kwietnia 2010

Sekret?


Przyszła chwila nostalgii. Trochę też i załamania. Wiem, jestem uzależniona. Od wielu rzeczy. Właściwie, to takie jest moje drugie imię - uzależnienie. Dziś powinnam się uczyć - jutro ważny test z biologii. Ale nie... Lenistwo. Ten chłopak to mnie pociąga. Zawsze zawiezie mnie w różne kolorowe miejsca, tak, aby ta najważniejsza droga wydała się szarą i głupią. Tak. To on zawsze działa na mniej jak magnes do tylu przyjemności. Ale nie o tym chcę dziś napisać.

Walczę. To chyba dobre, krótkie zdanie rozpoczynające właściwy wątek. Walczę ze sobą. Pół roku temu pojawiło się nowe hobby. Dość hardkorowe... Ale zmienia mnie na lepsze. Otwiera na ludzi, zabiera lęk przed społeczeństwem. Otwiera oczy na otaczający mnie świat. Uczy cierpliwości i rozbija moją bardzo uśpioną kreatywność i wyobraźnię.
Tyle że... moi rodzice o tym nie wiedzą. Ale to nie jest tak, że chcę zostawić ten skarb dla siebie. Nie. Próbowałam powiedzieć jednemu z nich dwa razy. Zaczęłam ładnie o co chodzi od największych zalet, ale dwukrotnie usłyszałam "Wiesz... Odpuść sobie". Ale wtedy... Wtedy jeszcze nie brałam w tym aktywnego udziału. Wtedy tylko chciałam. A potem, nawet nie wiem, czemu tak szybko to minęło, rozkochałam się w tym. Teraz też zdaję sobie sprawę, że jestem poniekąd uzależniona. Wiem, ograniczam, zresztą u nas nie ma i tak za bardzo warunków.
Ale jest mi tak cholernie głupio, że zwykli znajomi wiedzą więcej o mnie i moich "miłościach" niż najbliźsi. Pojawili się też nowi znajomi... Ukrywanie tego wszystkiego. Ciągła prośba o dyskrecję... Bo przecież co oni powiedzą, jak się dowiedzą... Męczy mnie to. I te ciągłe słowa Jezusa w sercu: "Nie ma nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw." Muszę to wziąć w swoje ręce, ja wiem. Jak nie wezmę, to samo wyleci, a wtedy będzie dopiero masakra.
...tylko jak?! Jak powiedzieć: Wiesz, mamo, ja wtedy co powiedziałam, że idę do Elki, to pojechałam do innego miasta, żeby pooglądać budynki. Przecież to nie wchodzi w rachubę. Można załagodzić sprawę. Można trochę nazmyślać, że to od niedawna, że tak przypadkiem gdzieś z kimś. Ale po kilki tygodniach zapomnę tamtej wersji i w zwykłej rozmowie się wygadam.
Przychodzą myśli, żeby może całkiem zrezygnować z tego hobby. Ale... ale ja to kocham. Ale to mnie rozwija, daje radość, poczucie spełnienia.

Gadam od rzeczy. Ale mam już dość.

czwartek, 1 kwietnia 2010

;) :)

"Chlebie najcichszy, otul mnie swym milczeniem,
Ukryj mnie w swojej bieli, wchłoń moją ciemność...

Przemień mnie w siebie,
Bym jak Ty stał się chlebem
Pobłogosław mnie połam,
Rozdaj łaknącym braciom

A ułomki chleba, które zostaną
Rozdaj tym, którzy nie wierzą w swój głód"

W sumie to dawno nie pisałam i postanowiłam to trochę zmienić. Nie wiem jak długo wytrzymam, pewnie znowu zrobię długą przerwę.
Jestem szczęśliwa. Powoli wszystko jakoś idzie do przodu. :) Nie muszę się martwić, że coś piekielnie złego się stanie, bo przecież mam Jezusa. On jest moim Lekarzem :) Co mnie zachwyca to to, że On mi nie daje gnić tymi chwilowymi ranami. Od razu zabiera na Swój Święty Krzyż i uzdrawia moje rany. Chyba nigdy, oprócz reko oazowych, nie byłam z Nim tak blisko. Mam wrażenie, jakbyśmy byli zakochanymi w sobie ludźmi. Zmieniła się moja modlitwa, zmieniło się moje nastawienie do życia, ludzi. Zmieniłam od ostatniego posta spowiednika ;) Co się wiąże z szaleństwem ;) Zaczęłam bardzo dynamiczną pracę nad sobą. Trochę mi ten Wielki Post tak średnio wyszedł, ale może dlatego, że więcej od siebie oczekiwałam.
Jak mi się żyje? Błogo, cudownie, bezproblemowo, radośnie. Teraz jeszcze wyszło słońce zza kurtyn szarości, to tym bardziej.
Mam takie wrażenie, jakbym miała serce z ciała... Takie delikatne, wrażliwe, które ciągle ma kontakt z Chrystusem. Pewnie, nie raz, nie dwa, zniszczę to grzechem, ale On, jak już pisałam, dba o mnie bardzo mocno, żeby mi rany nie podchodziły ropą.
Też moje szaleństwo dużo we mnie zmienia: dodaje cierpliwości, rozbudza ciekawość świata i wyobraźnię i bardzo pobudza kreatywność! :)
Jest mi na prawdę dobrze. Ale w sumie właśnie dlatego mam małą gorycz:P Bo chciałam przeżyć pustynię w ten Wielki Post, doznać trudów Wielkiego Piątku, złączyć się z Chrystusem w cierpieniu, oczyścić jeszcze bardziej naszą relację... a tymczasem jestem ciągle pocieszana :)

wtorek, 18 sierpnia 2009

Historia kwiatka : HAPPY END

"Stwórz, Boże, we mnie serce czyste i odnów we mnie moc ducha!"
"Panie, otwórz wargi moje, a usta moje będą głosić Twoją chwałę!"

Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Ale... zwiędłam na chwilę ;)
Była taka historia... i ja ją dokończę ;)


"Pewnego dnia Pan zasiał ziarenko. Ziarenko urosło, stało się małym kwiatkiem. Pan bardzo się cieszył, że kwiatek urósł. Mało tego, kwiatek czuł się jakby już był w niebie. Miał wzloty i upadki, ale czuł się taki szczęśliwy. Był pewien miłości swego Pana. Poznawał inne, mądrzejsze kwiatki i drzewa, które pomagały mu rosnąć i podpowiadały jak żyć. Czasami też przekazywały kwiatkowi miłość Pana, który też je bardzo kochał. Jednak jednego dnia, kwiatek odwrócił się od swojego Pana i zaufał temu, któremu wiedział, żeby nie ufać. Wiedział dokładnie jak będzie postępował jego Nieprzyjaciel, ale mimo to poszedł za nim. Wtedy kwiatek przestał odczuwać radość i szczęście jakim obdarowywał go Pan. Kwiatek zrozumiał od razu swój błąd i bardzo żałował, dlatego poszedł przeprosić swojego Pana. Wiedział, że Pan mu przebaczył, ale nie odczuwał tego. Może on sam sobie nie przebaczył... Kto wie... Mimo, że wiedział swoim korzeniem, że wrócił do ogródka swego Ojca, to ciągle czuł się smutny i niekochany przez Niego. Kwiatek chciał powrócić do dawnego stanu rzeczy... ale mu nie wychodziło..."

Kwiatek bardzo chciał sam to zrobić. Starał się jak mógł, ale ciągle polegał tylko na sobie. W pewnym momencie znalazł kompromis. "Chyba tak ma być. Chyba tak było" - przekonywał się. I tak oto, niczym Narcyz, zakochał się...we własnych słowach. Uwierzył w nie. Pewnego dnia, nie zdając sobie z tego sprawy i krzycząc "Życie jest piękne!"... ZWIĄDŁ. Ale "żył" dalej... Aż pewnego kolejnego pięknego dnia, również w totalnej nieświadomości, jego ukochany i zapomniany Pan, wezwał Go po imieniu. Nadał mu imię, całkiem nowe i piękne. Spojrzał na jego zwiędnięte i połamane przez wiatr i deszcz liście i pomyślał, że trzeba by tu coś z nimi zrobić. Na początku delikatnie pytał "Czy chcesz?" I kiedy już po raz kolejny zadawał to pytanie, kwiatek usłyszał! I zaczął wołać do swojego Ogrodnika bardzo głośno, że Go pragnie, że potrzebuje, że nie wie jak i kiedy to się stało, ale jest mu źle! I Pan szczęśliwy tym pięknym faktem, wziął w swoje delikatne ręce jego liście i bardzo dokładnie i uważnie je zszywał. Kiedy skończył jeden płatek, stwierdził, że kwiatek potrzebuje narkozy, aby dalsza operacja mogła przebiec właściwie. Tak Pan opatrzył wszystkie rany kwiatka. I kiedy skończył, stwierdził, że czegoś im brakuje! Wtedy zdał sobie sprawę, że chodzi o Wodę Życia! I podlał nią kwiatka, a ten w mgnieniu oka, obudził się z narkozy, jego liście nabrały koloru i jędrności. Wtedy spojrzał na siebie w lustrze tej pięknej wody! "O Panie, jaki jestem teraz śliczny!" krzyczał z radości. I TERAZ JUŻ ŻYŁ. Teraz żył i pielęgnował swoje życie. A nawet jak mu nie wychodziło, to ważne, że się starał! :)
I teraz już był w środku Ogrodu i na jego twarzy ciągle widniał uśmiech! :)

Teraz chyba wypadałoby powiedzieć : CHWAŁA PANU! :)

kocham happy endy...

czwartek, 13 sierpnia 2009

MLK

Z dedykacją dla Shadow :)


MLK


Tekst:
Sleep, sleep tonight
And may your dreams be realized
If the thundercloud passes rain
So let it rain
Rain down on him
So let it be, so let it be

Sleep, sleep tonight
And may your dreams be realized
If the thundercloud passes rain
So let it rain
Let it rain, rain on him

Tłumaczenie:
Śpij, śpij tej nocy
I niech się spełnią twe sny
A jeśli przyjdzie burzowa chmura
To niech pada
Niech pada deszcz
Niech tak będzie, niech tak się stanie

Śpij, śpij tej nocy
I niech się spełnią twe marzenia
A jeśli przyjdzie burzowa chmura
To niech pada
Niech pada deszcz, pada deszcz

Interpretacja:
Jest późna noc. Przez okno przebija się światło księżyca i najbliższej latarni. W pokoju panuje półmrok. W miejscu, gdzie mogłoby się wydawać, że nic nie ma, z powodu głębokiej ciemności, stoi łóżko. Na nim leży dziewczyna zwinięta w kłębek. Kołdra, pod którą leży lekko się trzęsie. Osoba pod nią leżąca bardzo się boi. Niepokój przenika jej serce. Co przyniesie jutro? W tym momencie przychodzi Oblubieniec, który zaczyna ją głaskać po głowie i czule mówi "Śpij, kochanie, śpij. Niech jutro się spełnią Twoje nadzieje, te piękne obrazy, które nosisz w sercu. Ale jeśli zamiast tego będzie deszcz... To niech pada. Jeśli jutro nie będzie kolorowo, to wiedz, że Ja jestem z Tobą. Nie bój się. W końcu będzie tak, jak w Twoich snach. A teraz już śpij, moje dziecko..."

Historia:
Jest to ostatni utwór na płycie "The Unforgettable Fire" z 1984 roku. Podobnie jak "Pride" jest zadedykowany do Martina Luthera Kinga. Album, na którym się znajduje, jest spowity niepokojem. To dlatego w konteksie całej płyty, brzmi tak kojąco. Jest to przepiękna kołysanka, która idealnie rozładowuje emocje i wprowadza w nastrój pojednania. "MLK" był (i jest) utworem lepiej rozumianym przez ludzi walczących o prawa obywatelskie niż "Pride", jak zauważył sam Bono. ""Pride" to rock'n'roll, a "MLK" to hołd." - mówi.
"MLK" po raz pierwszy na żywo został wykonany 18.10.1984 roku w Espace Tony Garnier w Lyonie, we Francji. U2 rozpoczęło tym utworem cały koncert, co było dla nich lekcją, że koncerty zaczyna się od rock'n'rolla, bo tego oczekiwał tłum. Utwór regularnie pojawiał się do 1990 roku. Na estradę powrócił na europejskiej częsci trasy PopMart, ale od tego czasu był raczej rarytasem. Podczas obecnej trasy, 360' Tour pojawił się niemal na każdym koncercie :)

Running To Stand Still

Wpadłam na taki pomysł, żeby interpretować kawałki U2. Ale nie na podstawie historii tego utworu... Trochę inaczej ;) Po swojemu, wedle swoich przeżyć i przekonań. Zacznę od mojej ulubionej piosenki, która często się we mnie odzywa, w różnych momentach i interpretacjach.

Running To Stand Still




Tekst:
And so she woke up
Woke up from where she was
Lying still
Said I gotta do something
About where we're going

Step on a steam train
Step out of the driving rain, maybe
Run from the darkness in the night
Singing ha, ah la la la de day
Ah la la la de day
Ah la la de day

Sweet the sin
Bitter taste in my mouth
I see seven towers
But I only see one way out

You got to cry without weeping
Talk without speaking
Scream without raising your voice

You know I took the poison
From the poison stream
Then I floated out of here
Singing...ha la la la de day
Ha la la la de day
Ha la la de day

She runs through the streets
With her eyes painted red
Under black belly of cloud in the rain
In through a doorway she brings me
White gold and pearls stolen from the sea
She is raging
She is raging
And the storm blows up in her eyes
She will...

Suffer the needle chill
She's running to stand...

Still.

Tłumaczenie:
A więc obudziła się
Z miejsca gdzie leżała nieruchomo
Powiedziała, że musimy się zastanowić dokąd iść
Wejść do pociągu
Wyjść ze strug deszczu
Może uciec od ciemności nocy
Śpiewając "tralalala"

Słodki jest grzech
Ale gorzki smak w moich ustach
Widzę siedem wież
Lecz tylko jedną drogę wyjścia
Musisz płakać bez łez
Mówić bez słów
Krzyczeć, nie podnosząc głosu, sama wiesz
Wypiłem truciznę z zatrutego źródła
Potem odszedłem stąd
Śpiewając "tralalala"

Ona biegnie przez ulicę
Z ogniem w oczach
Wśród padającego deszczu z ciemnych chmur
Przez otwarte drzwi podaje
Białe złoto i perły wykradzione morzu
Wścieka się
Wścieka się i jej oczy ciskają błyskawice
Będzie cierpieć chłód igły
I zapadnie znów w sen

Interpretacja:
"A więc się obudziła z miejsca w którym leżała nieruchomo". Budzi się z takiego stanu swojej duszy, o którym nie miała pojęcia. Przespała może miesiąc, może rok, a może 10 lat swojego życia. Mówiła "Aby tylko jakoś przeżyć kolejny dzień.". Wcale jej nie zależało. Może wtedy użalała się nad sobą, obwiniała Boga za swoje problemy, albo nie potrafiła przebaczyć komuś tylu krzywd jakie jej zadał! Może była związana grzechem... I wcale nie musiała tego czuć, tak jak nie czuje się snu. I przychodzi taki moment, kiedy mówi: Dość! "Powiedziała, że musimy się zastanowić dokąd iść". Ona chce coś zmienić! Obudziła się i widzi, że ten sen to nie była bajka, tylko koszmar! I chce coś z tym zrobić. Chce wsiąść do pociągu. Nie chce już nieruchomo leżeć, ale iść ku nadziei. Teraz może się zastanawia, jak doszło do tego wszystkiego, ale wie jedno: już nie chce tak żyć! Kolejne dwa wersy dokładnie to mówią. "Wyjść ze strug deszczu, Może uciec od ciemności nocy ". Uciec od ciemności = wejść w światłość! w tą Światłość. Chce się odnaleźć z Bogiem. Chce żeby znowu byli jak Oblubieniec i Oblubienica. Chce być jego Królewną. Nie chce już cierpieć, ale się cieszyć! Oddychać życiem! Chce chodzić po ulicach i śpiewać "tralalala" :)
I teraz dowiadujemy się, co ją pogrążyło w tym "śnie". "Słodki jest grzech". Czyli oddaliła się od Boga. Zerwała tą przepiękną więź. Ale może wcale o tym nie wiedziała! Może to właśnie było "nieumyślne spowodowanie śmierci". I to własnej. Przyznaje się, że było jej tak dobrze. Może wpadła w grzech nieczystości, może w jakiś sposób zrobiła sobie bożka,... Było jej dobrze, "ale gorzki smak w moich ustach". Wie, że to ją zniszczyło.
"Widzę siedem wież, lecz tylko jedną drogę wyjścia." Siedem wież. Siedem grzechów. Czyli jej zniewolenie dotyczyło każdej płaszczyzny życia! Ale widzi jedyną drogę - Jezusa Miłosiernego!
"Musisz płakać bez łez
Mówić bez słów
Krzyczeć, nie podnosząc głosu, dobrze wiesz"
Ktoś by mógł powiedzieć, że bez sensu. I tu idealnie mi pasuje kilka fragmentów z Pisma Świętego.
"Izraelici podnieśli głośne wołanie do Pana." Wj 14,10
Głośne wołanie wewnętrzne! Nie krzyk, ale głośne wołanie duszy! Mów nie słowami, ale duszą! Płacz nad sobą nie łzami, ale duszą! Tu chodzi o to : "Zmęczyłem się krzykiem i ochrypło mi gardło, osłabły moje oczy, gdy czekam na Boga mojego. " Ps 69,4 Bóg wydaje się mówić: "Przestań wreszcie ględzić, ale mów do mnie sercem!"
Ta dziewczyna to dostrzega i okazuje skruchę. Mówi "Wypiłam truciznę z zatrutego źródła. Potem odeszłam stąd śpiewają "tralala" " Ale zrozumiałam, że to było złe! Bo teraz wołam: Wybaw mnie, Panie!
"Ona biegnie przez ulicę
Z ogniem w oczach
Wśród padającego deszczu z ciemnych chmur
Przez otwarte drzwi oddaje
Białe złoto i perły wykradzione morzu
Wścieka się
Wścieka się i jej oczy ciskają błyskawice"
Wzbudziła w sobie żal! Jest na siebie wściekła! I biegnie ciągle w tej ciemności grzechu, biegnie do Pana. I co? Przez Jego otwarte drzwi oddaje Mu grzechy! Oddaje białe złoto! Oddaje zranienia i kajdany które ją opanowały. I ciągle jest na siebie wściekła, że sobie na to pozwoliła! To jest jej, może kolejny, Krzyż.
"Będzie cierpieć chłód igły
I zapadnie znów w sen"
Nie pokona tych trudności ot, tak. Znowu będzie cierpiała i znowu będzie w podobnej sytuacji. I pewnie znowu zapadnie w sen. Ale tu chodzi o powstania, a nie upadki.

Historia:
Utwór pochodzi z płyty "The Joshua Tree", wydanej w 1987 roku. Podejmuje tematykę narkotyków, podobnie jak "Bad" czy "Wire" z poprzedniej płyty.
W "Running To Stand Still" podmiot liryczny (Bono xD) nie ocenia narkomanów. Jest przyzwyczajony do tego widoku, ponieważ takie sytuacje opanowały okolicę jego zamieszkania. Potwierdza to wers "Widzę siedem wież", które bez wątpienia nawiązują do siedmiu wieżowców w północnym Dublinie, które oddzielały Ballymun Estate (dzielnicę sąsiadującą na północy z domem Bono) od reszty miasta. W wywiadzie dla Hot Press, Bono wypowiada swoje częściowe zrozumienie dla narkomanów. Doskonale wie, jak białe proszki ciągną do siebie, zwłaszcza po dwugodzinnym koncercie, kiedy odczuwa bezsenność. Także wielu jego znajomych wpadło w nałóg.
Piosenka została napisana pod inspiracją "Walk on the Wild Side" Lou Reeda oraz "Candle in the Wind" Eltona Johna. Obydwa były też często miksowane z "Bad" na koncertach.
"Running To Stand Still" zostało wykonane po raz pierwszy 2.04.2987 w Tempe, USA, podczas pierwszego koncertu tracu The Joshua Tree. Podczas ZooTV Bono w trakcie utworu, udawał, że wstrzykuje sobie heroinę.
Jest to jeden z najbardziej dojrzałych utworów U2. Po 22 latach "istnienia" ciągle brzmi niezwykle szczerze i ujmująco.